poniedziałek, sierpnia 3

A więc minął już rok



Minął już rok od kiedy postawiłam stopę na niemieckiej ziemi. Na początku miało być tylko na chwilę, jak się jednak okazało zostałam na dłużej.



Tak naprawdę to nigdy nie chciałam wyjeżdżać. Podróżować tak jak najbardziej, ale żeby tak całkowicie się przeprowadzić i zaczynać od nowa życie w zupełnie nowym miejscu.... zawsze sobie wyobrażałam, że to nie dla mnie. Jednak jakiś cichy głos z tyłu głowy powtarzał wciąż i od nowa, że pisana jest mi inna przyszłość. Powiedzieć, że wyjechałam, bo nie miałam innego wyboru, to nie do końca prawda, bo nawet w najbardziej beznadziejnej sytuacji jest jakiś wybór. 

Niemcy jak to nam jeden Pan na integracyjnym kursie dla obcokrajowców wykładał, bardzo dziwnym tworem są. Takiej 100% niemieckiej kuchni, to jak na lekarstwo; wszystko to pożyczki od innych. Po drugiej światowej system demokratyczny został im narzucony z góry przez Wielkiego Brata, a właściwie to czterech i nikt nie pytał się o zdanie czy chcą tego czy nie. Po prostu tak sobie ówcześni Wielcy Bracia umyślili i tak być miało. Ale koniec o historii, bo to rozległy i fascynujący temat, szczególnie jeśli w grę wchodzi Wielka polityka.

Niemcy jako ludzie, przynajmniej ci których poznałam są ok. Wiadomo jak wszyscy mają swoje dobre i kiepskie strony/dni/momenty. Języka chyba nigdy nie będę w stanie polubić, choć posługuję się nim już coraz lepiej i stwierdzam, że ok daje rade.
Z rzeczy wkurzających, nikt tu się nie spieszy, a wszyscy mają czas. Taaaa szczególnie gdy piszesz maila i czeeeeeeeeeeeeeeeekasz na odpowiedz, albo przesyłkę, albo, albo.
Wszędzie musisz mieć termin, czyli innymi słowy umówić się.
Małe miasteczka zwane sypialniami, gdzie wszędzie gdzie okiem sięgnąć same domki, lub trzy maksimum czteropiętrowe budynki. Czemu sypialnie, bo większość ludzi pracuje w większych miastach, a tu przyjeżdża jedynie spać. Ludzi chodzących ulicą również nie uświadczysz, wszyscy zmotoryzowani, jak nie dwa to cztery kółka. Piechotą chodzę chyba tylko ja i moja mama. Nie ma co się jednak dziwić, skoro do najbliższego Pennego (tutejsza Biedronka) 15 minutowy spacerek. Inne sklepy też mamy, ale to już spacerek godzinny w jedną stronę. Posiadanie roweru, bądź samochodu okazuje się w takich okolicznościach wręcz koniecznością.
Ciekawostka, nikt tak jak u nas nie zaprasza do domu. Kiedy spotykasz się ze znajomymi, ustalacie dogodny dla wszystkich termin i spotykacie gdzieś na mieście, w tej albo innej knajpce.

Podejście ludzi, do otaczającej rzeczywistości jest mocno inne niż nasze swojskie polskie, przez co nadal borykam się z pewnego rodzaju kulturowym szokiem, ale wedle słów mojej kuzynki po jakichś dwóch/trzech latach samo mi przejdzie. Pozostaje, więc jedynie czekać.


Z rzeczy bardziej przyziemnych dotyczących takiego jak ja zakręconego na punkcie muzyki i Japonii człeka, to jest wręcz cudnie. Jest Neo Tokyo i Me-Shop i My Nippon gdzie dostaniesz jeśli nie wszystko, to wystarczająco dużo, aby przyprawić twoje konto bankowe o palpitacje serca. Dużo dzieje się też konwentowo na polu mangi/anime i jmusic. Festiwale kultury, filmu i czego tam chcecie z JP też są na porządku dziennym. Nic tylko brać pełnymi garściami i tyle.


                                          moje skarby....


Rzeczywistość nigdy jednak nie jest jednokolorowa, więc do listy wkurzających rzeczy jednak dopisujemy  cło, które szacowni Celnicy dorzucą ci do przesyłki z JP jeśli przekracza dozwoloną wartość i fakt, blokowania youtube, gdzie nie obejrzysz nic z oficjalnych kanałów swoich japońskich ulubieńców.  









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz